UEFA PRO w grze. Trener Odry czeka na wyniki Władze Odry Opole postawiły na Piotra Plewnię. Trener opolskiego pierwszoligowca w niedalekim czasie nie będzie potrzebował tak zwanego “słupa”, który podstawia papiery na prowadzenie drużyny na zapleczu ekstraklasy. Przynajmniej jest taka nadzieja, choć nie stanie się to z dnia na dzień. Licencja UEFA PRO jest dla każdego szkoleniowca w kraju mrocznym przedmiotem pożądania. W naszym województwie taki glejt posiadają tylko były trener MKS-u Kluczbork, Andrzej Konwiński oraz Andrzej Polak, który między innymi pracuje z drużynami młodzieżowymi Odry. To właśnie dzięki papierom tego drugiego popularny “Siwy” może działać z drużyną w Fortuna 1. lidze. To świetnie, że klub postawił na swojego człowieka, ale nieświetnie, że musi uciekać się do takiego “myku” z licencją. No, ale cóż… Przepisy na to pozwalają i mimo powarkiwania tu i ówdzie, Odra pod jego batutą spisuje się nieźle, by nie powiedzieć, bardzo dobrze. Awans do barażów o ekstraklasę jest tylko tego namacalnym dowodem. Wszystko może się jednak zmienić i to już lada chwila. Kolejny nabór do Szkoły Trenerów PZPN na uprawnienia, które dają także możliwość prowadzenia seniorów w każdym europejskim kraju, znalazły się właśnie na finiszu. Już samo dostanie się na kurs UEFA PRO jest nobilitacją taką, że praktycznie jego uczestnik traktowany jest jak potencjalny posiadacz najwyższej licencji. Z Opola do UEFA PRO podchodzą – właśnie Plewnia – oraz coach Gwarka Tarnowskie Góry, były zawodnik MKS-u Kluczbork i trener Ruchu Zdzieszowice, Łukasz Ganowicz. Sam proces wyłaniania absolwentów jest bardzo rygorystyczny i transparentny. Żeby dostać się na taki cykl szkoleń, należy zdobyć jak najwięcej punktów. Po prostu. Innego kryterium naboru nie ma i wszelkie teorie o tym, jakoby ktokolwiek miałby w tej procedurze nieść pomoc z zewnątrz, można między bajki włożyć. Tak przynajmniej twierdzi departament szkolenia piłkarskiej centrali. Tomasz Lisiński, prezes Odry jest członkiem zarządu PZPN, więc wydawałoby się, że nasi kandydaci powinni mieć jakieś fory. Nie ma takiej możliwości. Aby wpisać się na listę kandydatów do prestiżowego UEFA PRO, należy mieć co najmniej średnie wykształcenie, ukończony kurs UEFA A i posiadać co najmniej roczny staż przy prowadzeniu zespołów 1. ligi. Tutaj Ganowicz od razu wypada, ponieważ nie zdobędzie zbyt wielu punktów za trenerkę na 4 czy 5 futbolowym poziomie. Polski Związek Piłki Nożnej już 15 lutego poinformował o rozpoczęciu naboru na edycję 2022-2024. Jej start zaplanowany jest na przełom lipca i sierpnia br., a kurs odbywał się będzie tradycyjne w Białej Podlaskiej. Kandydaci mają już za sobą egzaminy pisemne, które odbyły się 8 i 9 czerwca i czekają na wyniki. To jednak nie wszystko. Zgodnie z najnowszą uchwałą każdy z kandydatów będzie mógł zdobyć maksymalnie 100 punktów. Ci, którzy osiągną najwyższe noty, dostaną się na kurs. Połowa punktów zależna będzie od doświadczenia trenerskiego z ostatnich siedmiu sezonów. 20 oczek uzyskać będzie można dzięki karierze zawodniczej (wyjściowe 15 za siedmioletnie doświadczenie w ekstraklasie oraz bonus za występy w kadrze narodowej), tyle samo podczas testu. Pozostałe 10 procent zależne będzie od rozmowy kwalifikacyjnej – wylicza Paweł Grycmann, dyrektor Szkoły Trenerów PZPN. Jest się zatem o co bić. Liczba miejsc w Szkole jest ograniczona do 20(!), a kandydatów jak zwykle kilka razy tyle. Optymizm przy Oleskiej 51 jednak czuć. Plewnia ma spore szanse na zakotwiczenie w elicie, a jeśli to się stanie, to już prawie że na pełnym “legalu”, jako pierwszy po Bogu, będzie mógł ciągnąć OKS przed ekrany Canal Plus, podnosząc równocześnie poziom swojej wiedzy i kwalifikacje. Oczywiście kwit Polaka będzie dalej w grze, ale to już zgoła inne spojrzenie na sprawę. Kurs trzeba bowiem ukończyć zadając końcowy egzamin i dopiero wtedy można legitymować się mianem prawdziwego trenera “PRO”. W Odrze widać sporą powściągliwość co do zatrudniania na ławie wielkich nazwisk, a co za tym idzie, rozsądne gospodarowanie i panowanie nad klubowymi finansami. Akcje z Mariuszem Rumakiem, czy Dietmarem Brehmeram, widać poważnie skorygowały podejście do tego tematu. I bardzo dobrze. (Pelek)
Każdy z Nas jest jak diamencik, który czeka aby ukazać swe piękno płynące w środku. 💎 ️ Do tego potrzebujemy CIEBIE. Przyjedź do Nas, weź na spacer, pogłaszcz, przytul i rzeknij dobre słowo. ️ My bardzo tego potrzebujemy… Jak i bliskości oraz domu.Dla większości z nas czerwiec okaże się czasem odnowy i wyczekiwanego relaksu. Ten tydzień – bez znaczących zjawisk na niebie – sprzyja temu jak nigdy. Sprawdź nasz horoskop dla wszystkich znaków zodiaku na 6 – 12 czerwca 2022 i dowiedz się więcej! Nie ma co ukrywać – ostatni miesiąc był naprawdę męczący. Kumulacja zjawisk na niebie, a do tego prawdziwy chaos w życiu dały się nam wszystkim we znaki. Czerwiec na szczęście już od pierwszego dnia niesie ze sobą cudowną wiadomość o relaksie! Szósty miesiąc roku to czas resetu i przyjemności, który pachnie świeżo skoszoną trawą i wilgotnym powietrzem po letniej burzy. Sprzyja pobytom na łonie natury – piknikom, spacerom czy patrzeniu się w niebo, na którym praktycznie nic się obecnie nie dzieje. Wszechświat zwolnił, można odpocząć! Warto więc zaplanować urlop skoro Merkury nie jest już w retrogradacji (zakończyła się w poprzednim tygodniu), co oznacza mniej problemów związanych z transportem i podróżami. Za to 10 czerwca planeta ta utworzy trygon z Plutonem, co wielu z nas może przynieść dodatkowe obowiązki i awanse. Księżyc Garbaty Także w piątek 10 czerwca na niebie pojawi się Księżyc Garbaty przybywający, co zbliża nas do kolejnej pełni. Faza ta sprzyja zrewidowaniu i udoskonaleniu naszych planów i celów. Warto przyjrzeć się także ostatnio podjętym decyzjom i przeanalizować popełnione błędy. To idealny czas na naukę na własnym doświadczeniu. Poleca się wtedy spędzić trochę czasu sam na sam. Koniunkcja Wenus z Uranem W niedzielę 12 czerwca 2022 czeka nas natomiast koniunkcja Wenus z Uranem. Planety spotkają się w znaku Byka, czego skutkiem mogą być niespodziewane wizyty bliskich albo nieplanowany przypływ gotówki! Wenus jest bowiem nie tylko planetą miłości, ale odpowiada również za nasz dobrobyt, symbolizuje luksus i powodzenie finansowe. Retrogradacja Saturna Przypominamy także, że od 4 czerwca do 22 października 2022 trwa retrogradacja Saturna, która sprzyja odpuszczeniu i zastanowieniu się nad życiem w dłuższej perspektywie. To idealny moment na przyjrzenie się fundamentom życia takim jak kariera, wyznawane wartości, relacje, miłość, finanse. Nie ma co jednak się tym niepotrzebnie stresować, bo póki co w tym miesiącu wszystkie znaki przeżyją swój szczęśliwy okres. W przedsionku lata czeka nas miłość oraz radosne chwile spędzone z rodziną i przyjaciółmi. Każdy znajdzie w końcu swoje miejsce – czy to emocjonalne, osobiste, zawodowe czy społeczne – i poczuje się jak u siebie.Chodzi tu o fakt, iż dotychczasowy rząd przewidział w przyszłorocznym budżecie na ten cel 30 mld zł. Tymczasem w marcu czeka nas waloryzacja świadczeń, a więc wydatki w zakresie 13. i 14 Bartłomiej Kubkowski w lipcu spróbuje przepłynąć Morze Bałtyckie. Trasa, którą chce pokonać, ma ok. 170 km, co oznacza 60 godz. ciągłego pływania! Największym wyzwaniem podczas przygotowań było przyzwyczajenie organizmu do niskiej temperatury wody. – W ubiegłym roku pierwszy raz morsowałem. Przepłynąłem wtedy kawałek w wodzie, która miała siedem stopni. Błędnik mi rozwaliło, chciało mi się wymiotować. To był taki ból, że jak wychodziłem, to miałem ściśniętą szczękę. Nie czułem dłoni i stóp. Byłem wściekły, że to mnie pokonało – opowiada Kubkowski Pływak doskonale wie, co to ekstremalny wysiłek, bo był w teamie Roberta Karasia, kiedy ten bił rekord świata w pięciokrotnym Iron Manie. – Na żywo widzisz cierpienie gościa i walkę ze swoimi słabościami. To było niezwykle mocne doświadczenie – dodaje Więcej takich historii znajdziesz na stronie głównej Konrad Rybak: Skąd wziął się pomysł na przepłynięcie Bałtyku? Bartłomiej Kubkowski: Jeżeli chodzi o pomysł, to dawno już zakiełkował w mojej głowie. To było w momencie, kiedy byłem jeszcze wyczynowym sportowcem i przerzuciłem się z basenu na wody otwarte. Można powiedzieć, że drugi raz zakochałem się w pływaniu. Zobaczyłem wtedy dookoła siebie nie tylko basen, liny, ciepłą wodę, gdzie widzę wszystko i czuję swoje bezpieczeństwo. Otwarte akweny pokazały mi większe możliwości, radość, zupełnie inny klimat, inną temperaturę, fale, ale również to, że idę na trening i nie wiem, co mnie na nim czeka. Zdałem sobie sprawę, że przed wyjściem muszę sprawdzić pogodę, jaka będzie za godzinę czy za dwie. Przerzucenie się na pływanie open water otworzyło mi drogę do kolejnych wyzwań. Natomiast Bałtyk to był mój życiowy cel, który już od wielu lat miałem w głowie, tylko się nim nie chwaliłem. Czyli to nie było tak, że stanąłeś sobie na plaży i powiedziałeś: "a, przepłynę Bałtyk!", tylko to dojrzewało w tobie przez lata? Tak, kiedyś, będąc nad morzem, miałem delikatną obsesję. Ciągle sprawdzałem tę trasę. Patrzyłem sobie na mapę i mówiłem: "Tu jest Bornholm – 100 km. Do Szwecji jest 170 km. Wow! Nie ma człowieka, który przepłynął cały Bałtyk". To mnie zafascynowało, żeby zrobić coś jako pierwsza osoba na świecie. To była taka myśl, która kiełkowała, ale musiałem do tego dojrzeć, bo do tego trzeba mieć czas, oczywiście sponsorów i fundusze. Musiałem być gotowy życiowo na tę decyzję. Jakie warunki muszą być spełnione na morzu, żeby doszło do twojego startu? Wiadomo, że w sztormie nie będziesz płynął. Pogoda rzeczywiście jest kluczowym elementem. To jest najważniejszy czynnik. Nie ma możliwości, tak jak mówisz, przepłynięcia Morza Bałtyckiego w sztormie, a nawet w warunkach nieprzyjaznych, czyli dużej fali. Będziemy starali się po prostu czekać na idealne okno pogodowe, czyli wtedy, kiedy morze będzie jak najbardziej spokojne, najbardziej sprzyjające. Nie może być też zbyt dużego słońca. Zobacz również: Linette sprawiła sensację! W nagrodę czeka ją teoretycznie łatwiejsze wyzwanie Boisz się najbardziej pogody czy jeszcze czegoś innego? Bałem się temperatury i tego, że po 20-30 godz. po prostu będzie mi zimno. Bałtyk nie jest ciepłym morzem. Średnia temperatura wody będzie wynosiła około 18 stopni. Cały sezon zimowy startowałem w wielu zawodach zimowego pływania, w mistrzostwach świata, gdzie woda miała około trzech stopni. Bardzo mocno się zahartowałem. Dużo czasu poświęciłem na to, żeby obcować z zimnem i przygotować na to swój organizm. Teraz woda o temperaturze 18 stopni jest dla mnie jak zupa. Jedynego elementu, jakiego się boję, to zachowanie mojego ciała po około 40-50 godz. pływania, kiedy mogą pojawić się jakieś zwidy, złe samopoczucie i wymioty. Szykujesz się jakoś na te trudne chwile? Głównie przygotowuję się mentalnie. Mam swojego opiekuna, Rafała Mazura znanego jako "ZenJaskiniowca". Z nim pracujemy od początku pod kątem hipnozy i przygotowania się na najgorsze warunki. Można powiedzieć, że jestem na to gotowy. Podczas dłuższych treningów wizualizuję sobie to wszystko, co może mnie spotkać. Na przykład kiedy miałem treningi po 8-12 godz., to starałem się "oszukać" głowę i wmówić sobie, że jest ciężko. "Jest 40. godz., chce ci się wymiotować. Bolą cię barki". Wmawiałem sobie, że jest piekło i po 2-3 godz. takiego gadania rzeczywiście organizm to odczuwał. Głowa zaczynała świrować, a błędnik się gubił. Wiem, że nie da się być przygotowanym na niektóre elementy. To jest taka świadomość, że ja idę na walkę z samym sobą. Wiadomo też, że nie jestem w stanie codziennie robić treningów po 20 godz. Mimo wszystko jestem dobrej myśli i jestem przekonany, że pod względem fizycznym i mentalnym dałem z siebie 100 proc. Czuję się na to gotowy. Czy wizualizujesz sobie jakoś te 60 godzin, które czekają cię w morzu? Tak, widzę praktycznie każdą z nich. To jest doprowadzone do takiego poziomu, że mam w głowie już sierpień i to, co się wydarzyło po udanej próbie. Mam to tak zaprogramowane, że widzę start, rozmowy z ekipą, posiłki w trakcie. Czasami je nawet czuję. Wiem, co mnie boli, który mięsień, na jakim odcinku, więc czasami czuję to, jakby już się wydarzyło. Wszystko poprzez medytację i hipnozę. Jestem spokojny w oczekiwaniu na ten dzień. Jestem również przygotowany na różne scenariusze. Na te złe również? Tak, nastawiam się na to, jak mogę się czuć, podczas gdy będę musiał podejmować trudne decyzje, bo na morzu może być różnie. Zdaję sobie sprawę, że pod względem żywienia musi być wszystko idealnie zaplanowane. Traktuję siebie jak takiego robota, który jest wrzucony do wody, a cała ekipa musi o niego zadbać. Nie mogą dopuścić do tego, żebym się odwodnił, przyjmował za mało kalorii, czy stracił kontrolę i trzeźwy umysł. Zobacz również: Nagły zwrot w sprawie Lewandowskiego. Real chce walczyć o Polaka Wspominałeś o swoim przygotowaniu do wejścia do zimnej wody. Czy takie doświadczenia jak siedzenie w bali z lodem, mistrzostwa świata w pływaniu lodowym w Głogowie i nawet obecność w teamie Roberta Karasia podczas bicia rekordu w pięciokrotnym Iron Manie wpływają na myślenie o twoim starcie? Bardzo. Zaczynając od wyścigu Roberta w Meksyku, było to dla mnie coś niesamowitego. To było tak mocne doświadczenie, kiedy na żywo widzisz cierpienie gościa i walkę ze swoimi słabościami. Tam było tyle chwil, kiedy byliśmy pewni, że to jest nie do zrealizowania. Po tym wszystkim, co on wtedy przechodził, pogoda, kontuzja itd., pobicie tego rekordu było już praktycznie zamknięte. Na żywo widziałem jego podejście, analizę, determinację, zaciętość, ciężką pracę w każdej godzinie wyścigu. To mi mocno otworzyło oczy. Emocje na starcie i finiszu były ogromne. Te przeżycia zmotywowały mnie do jeszcze cięższych treningów. A pomyślałeś sobie wtedy: "Kurczę, przecież za niedługo mogę wyglądać tak samo?" Tak, gdy Robert kończył start i została mu ostatnia pętla, powiedział do mnie: "Stary musisz mocniej trenować. To jest piekło i straszny ból. Będziesz tak cierpiał". To był dla mnie taki kopniak w tyłek, że trzeba ciężko pracować. Nic samo z nieba nie spadnie. Natomiast jeżeli chodzi o zimno, to poznanie tego wszystkiego było dla mnie najważniejsze w moim całym życiu. Są to doświadczenia, które otworzyły nowe możliwości przekraczania granic do takiego stopnia, gdzie sam zrozumiałem, że mogę je przekroczyć. Często miałem coś takiego, że kiedy robiłem treningi 20-, 30-, 40-kilometrowe, nie do końca miałem tę satysfakcję. Byłem zmęczony, ale czułem, że mogę zrobić jeszcze więcej. Ludzie mówili, że superwyczyn, a ja wiedziałem, że przychodzi mi to z dużą łatwością. Pływanie w zimnie dało mi to, że przełamałem granicę w swojej głowie. W listopadzie pierwszy raz morsowałem. Zabrał mnie ze sobą mój przyjaciel Olaf Meller. Woda miała wtedy temperaturę siedmiu stopni, a mi, jak wszedłem do kolan, chciało się płakać z bólu. Stałem i wiedziałem, że muszę pływać. Doświadczeni znajomi mówili mi wtedy, że muszę poświęcić kilka sezonów, żeby zanurzyć głowę. Przepłynąłem wtedy kawałek, błędnik mi rozwaliło, chciało mi się wymiotować. To był taki ból, że jak wychodziłem, to miałem ściśniętą szczękę. Nie czułem dłoni i stóp. Byłem wściekły, że to mnie pokonało. Nie mogłem spać tamtej nocy, bo myślałem o tym, że chcę nauczyć się zwalczać ten ból. Zadzwoniłem wtedy do Rafała (psychologa – przyp. red.) i powiedziałem mu, że musimy nad tym popracować, bo jak to przerobimy, to moja głowa będzie na zupełnie innym poziomie. Z czasem uwierzyłem, że można nad tym panować. Wtedy pomyślałem, że muszę znaleźć kogoś, kto jest w tym najlepszy. Udało mi się skontaktować z Walerianem Romanowskim, który jest rekordzistą Guinnessa w siedzeniu w lodzie. Opowiedziałem mu o moich planach, starcie w mistrzostwach świata i powiedział mi, że trzeba nad tym popracować, więc zaprasza mnie na sylwestra do siebie na szkolenie. Wyobraź sobie, że ja mu tak zaufałem podczas trzydniowego szkolenia, że już drugiego dnia siedziałem w bali z lodem. Byłem mocno zafascynowany stanem hipotermii i faktem, że można to kontrolować. Kiedy o tym wcześniej słyszałem, to myślałem o tym na zasadzie, że jak ktoś w to wpada, to umiera. Byłem tak podekscytowany tym, że będę w tym stanie, że chciałem to zobaczyć i odczuć na własnej skórze. Po 20 min siedzenia w bali z kostkami lodu, w której woda miała około zera stopni, kompletnie nie czułem dłoni i stóp. Na początku zacząłem się martwić i zapytałem, czy to czucie wróci. Oni natomiast odpowiedzieli, że na pewno i moim zadaniem jest skupienie się na oddechu. Po godzinie powiedzieli, że jestem w stanie hipotermii. Byłem pod wrażeniem. Siedziałem i obserwowałem to, co działo się w mojej głowie. Byłem tak podekscytowany, że nie mogłem uwierzyć, że jestem w stanie hipotermii pod okiem ekspertów. Wytrzymałem jeszcze godzinę i to było pewnego rodzaju doznanie duchowe. Totalna "odcina" od rzeczywistości, gdzie jesteś tylko ty i twoja głowa. Na przykład były takie momenty, kiedy siedziałem skulony, patrzyłem na moją opiekunkę i byłem pewny, że zapytałem się jej, ile czasu już siedzę. Ona się na mnie patrzyła i uśmiechała. Okazało się, że ja nic na głos nie powiedziałem, jedynie w głowie. A ona się mnie zapytała: "Co myślałeś, że coś do mnie powiedziałeś?". Dużo tam było rzeczy, które wydarzyły się w głowie, ale to dało mi jeszcze mocniejszy bodziec do tego, żeby jeszcze bardziej uwierzyć w to, co chcę zrobić. Z tego, co wiem, to sam sobie układasz treningi. Czy nie masz takich myśli, żeby na przykład podczas ośmiogodzinnego treningu w morzu, odpuścić sobie chociaż te pół godziny i wcześniej wyjść z wody? To jest bardzo częste pytanie wśród moich znajomych. Wszyscy dziwią się, że jestem tylko ja i zegarek i że nie mam nikogo nad sobą, kogoś, kto to wszystko analizuje. Dużo osób mówiło mi, głównie pływacy, że gdyby byli sam na basenie, to już po godzinie treningu byliby pod prysznicem i mieliby to gdzieś. Natomiast ja mam w głowie głos. Takiego drugiego siebie, który stawia wymagania. Przykładowo, kiedy wiedziałem, że mam przed sobą 12-godzinny trening, a po czterech godzinach pływania pojawiały się już myśli, że jutro zrobię to, co mi zostało do przepłynięcia. Wtedy ten głos mówi: "Dobra, zamknij się! Dokończ to, co masz zrobić". To jest taki mój ukryty trener, który zmusza mnie do wykonania tej pracy. U mnie rzadko pojawia się rezygnacja. Częściej jest przeświadczenie, że kiedy zrealizuje to, co miałem zaplanowane, to będę miał ogromną satysfakcję i będę mógł spokojnie położyć się spać. Co nie zmienia faktu, że bardzo często mam myśli, żeby sobie odpuścić. Wielu ludzi uważa, że jestem robotem i nie da się mnie zajechać. Natomiast czasami są takie dni, że jest trening do wykonania, a ja do 11 jeszcze leżę w łóżku i nie mogę się zebrać. Dziewczyna też mi czasem mówi, że już idę na basen, a jeszcze przez godzinę sobie leżę. To jest właśnie taka walka z samym sobą i jest to na tyle trudne, że nie ma nikogo nad tobą. Nie jest tak, jak dobrze pamiętasz, że wiedziałeś, iż o 6 musisz być już w wodzie, bo cała grupa wskakuje i jak nie wejdziesz, to możesz wracać do szatni. Dzięki temu, że właśnie tak już nie mam, to kiedy wchodzę do wody, mam spokojną głowę, że nikt mi nie każe wejść do niej o siódmej rano. Tylko mogę sobie zrealizować trening na przykład o 10. Zobacz również: Niebawem poznamy przyszłość Krzysztofa Piątka. Polak ma kilka możliwości Jak teraz będą wyglądały twoje przygotowania? Czy będzie to tak, jak w pływaniu, że przed ważnymi zawodami jest czas odpuszczenia i schodzenia z obciążeń, czy u ciebie będzie zupełnie odwrotnie? Mamy maj i pod koniec miesiąca będzie ostatni ciężki trening. Najdłuższy, który jednocześnie będzie sprawdzianem. Trasa to Gdańsk-Hel-Gdańsk. Woda będzie miała temperaturę około 10 stopni. Traktuję to jako ostateczne sprawdzenie siebie, sprzętu, kremów i nawadniania. To będzie mój ostatni mocny test. Po tym zrobię sobie cztery dni wolnego. Później znowu wchodzę w okres treningowy, czyli wypływanie kilometrażu, ale ostatnie dwa tygodnie do startu będę już pływał pięć kilometrów dziennie. To będzie czas na regenerację, fizjoterapię i koncentrację. Jaki masz kilometraż w mocnym treningu? Były tygodnie, kiedy pływałem po 100 km. Najtrudniejszy okres treningowy to 130 km przez sześć dni, bo niedzielę miałem wolną. Mój najcięższy miesiąc to było wspomniane 130 km w pierwszym tygodniu, 110 km w drugim, 97 km w trzecim i 111 km w czwartym, więc to było prawie 450 km. To był "hardcorowy" miesiąc. Następnie musiałem trochę zluzować, ale później starałem się pływać 80 km tygodniowo i dużo czasu poświęcać na trening w morzu. Jaki jest plan całej trasy? Z tego, co się orientowałem, to start ma być z Kołobrzegu. Tak, na pewno start z Kołobrzegu lub okolic. Na początku miałem wystartować ze Szwecji, żeby zakończyć w Polsce. Na 90 proc., ze względów organizacyjnych i prądów morskich, jakie mają być w lipcu, start będzie z naszego kraju. Według osoby od pogody, która zajmuje się tym od lat i z którą współpracuję, lipiec to czas, kiedy będzie nam to najłatwiej zorganizować, startując z Kołobrzegu. Jak trasa mniej więcej będzie przebiegała? Jest wyznaczona w linii prostej. Z Kołobrzegu będzie start, pewnie z molo, ale czekamy na wszystkie zgody. Większość już mamy i one pozwolą nam przebywać na tej trasie. Każdy musi być poinformowany, że jakiś gość płynie wpław. Wszystkie statki itd. Natomiast meta będzie w Szwecji, a gdzie dokładnie,to jeszcze nie wiemy. Kilometrażowo może się wahać plus minus 3 km w zależności od tego, jak dogramy hotele. Oprócz tego na miejscu musi być lekarz. Teraz staramy się zadbać o to, żeby w 100 proc. było bezpiecznie. Ile dni wcześniej będziesz wiedział, że danego dnia startujesz? Przez dwa tygodnie w lipcu będę czekał na informacje i z tego, co rozmawiałem z osobą od pogody, to 24 godz. lub 12 godz. wcześniej będziemy wiedzieli, że jest okno pogodowe i mamy 60 godz. luki, aby ruszyć. Może to być trzecia nad ranem, ale może być to również godzina 17 po południu. Czy rozmawiasz z morzem? W jaki sensie? Chodzi mi o to, czy przed wejściem do morza lub po prostu w trakcie spaceru brzegiem Bałtyku, mówisz: "zaraz będę z tobą walczył". Podchodzę do morza z bardzo dużym szacunkiem. Tak jak mówisz, czasami jest to takie duchowe połączenie. Jak pływam, to staram się cały czas czuć to "flow", czyli dogadać się. Nie mówię, że idę pokonać Bałtyk. Tylko chcę, żeby morze było dla mnie łaskawe. Chcę, żeby w ten dzień było spokojnie, żebyśmy współpracowali. Mam nadzieję, że nie będzie to walka, bo wiem, że w każdej chwili Bałtyk może mnie "zmieść z planszy". Wystarczy lekki sztorm i mnie nie ma. My jako ludzie z naturą nigdy nie wygramy, więc nie będę w stanie tego zrobić bez dobrej pogody. Trochę w pływaniu spędziłeś już czasu. Jak obecna przygoda zmieniała twoje myślenie o tym sporcie? Zakochałem się w nim na nowo. Poznałem wielu wspaniałych sportowców i to był naprawdę mocny rok, który pokazał mi, że przede wszystkim trzeba słuchać swojego ciała. Zrozumiałem, że jeśli ktoś chce trenować pływanie, to przede wszystkim musi słuchać siebie. Po to, żeby ten sport był radością i nigdy nie stracić takiej iskry, którą miałem jako wyczynowy pływak, a później ją straciłem. Wszystko przez przetrenowanie. Nie byłem w stanie każdego dnia realizować planów treningowych. W pewnym momencie aż nienawidziłem pływania. Sama myśl o basenie wywoływała we mnie złość. Zobacz również: Nieudane pożegnanie Polaków z mistrzostwami Europy. Wypuścili z rąk prowadzenie Wiem, o co chodzi. Miałem podobnie. Kiedy skończyłem trenować, przez rok nie potrafiłem sam z siebie pójść na basen. Dokładnie. To było przykre, że nagle z największej miłości, pływanie stało się największym koszmarem. Drugie otwarcie dało mi spokój. Zaufałem samemu sobie. Wiedziałem, co mam robić, z kim współpracować. Sam dobierałem sobie ludzi. Przede wszystkim zrozumiałem jedną rzecz – mam iść na każdy trening i się nim cieszyć. Dzięki temu znalazłem złoty środek. Pływam i jestem szczęśliwy. Myślę, że to jest takie moje dziecko, które pielęgnuję. Na nowo poznałem siebie i ten sport. Na koniec zapytam o rzecz niezwiązaną z pływaniem, o jeden z celów projektu "Ultra Baltic Swim", czyli wsparcie podopiecznych fundacji "Cancer Fihgters". Jak się w to zaangażowałeś, bo przecież jesteś wolontariuszem fundacji? Wolontariuszem w fundacji jestem ponad dwa lata. Tak jak mówiłem, przepłynięcie Bałtyku to mój życiowy cel, ale zdaję sobie sprawę, jak działają media społecznościowe i niejednokrotnie widziałem, jak szybko można uzbierać pieniążki na leczenie. Zawsze podziwiałem ludzi, którzy robili coś ekstremalnego i jednocześnie zbierali na jakiś szczytny cel. Pracując w fundacji, widziałem te dzieciaki i jaką muszą toczyć walkę. Po prostu stwierdziłem, że fajnie byłoby tym płynięciem pokazać fundację. Niestety te pieniądze cały czas są potrzebne, bo nowotwór to choroba obecnych czasów i straszne jest to, że dopada najmłodszych, którzy większość swojego dzieciństwa spędzają w szpitalu zamiast na przykład na basenie. Dla mnie to jest 60 godz. walki w morzu, a dla nich i ich rodziców to jest często walka, która trwa latami. Bardzo chcę pokazać, że to te dzieci walczą i trzeba to docenić. To jest wyczyn. Są to prawdziwi wojownicy i dają mi siłę. Życzę im tego, żeby każdy z nich wygrał tę walkę. Mam nadzieję, że jak najwięcej osób zobaczy moje wyzwanie i przede wszystkim wesprze fundację. *** Po treningach zamiast na piwo szedł na uczelnię. I nie wstydzi się przyznać, że jako piłkarz był odludkiem. Jako trener Jacek Magiera też idzie swoją drogą. – Można opier***ać albo wymagać. Ja wymagam – przyznaje bez ogródek. Celnie diagnozuje, jakie choroby toczą polską piłkę i wskazuje, jak ją z nich wyleczyć. Czy chciałby być trenerem polskiej reprezentacji? Co usłyszał, kiedy tracił pracę w Śląsku Wrocław? I co zrobił, kiedy w 1996 r. zadzwonił do niego... Fryzjer?
Tłumaczenie hasła "któryś dzień" na angielski. któryś. anyone somebody. dzień. day date daily basis night daylight. Dlatego jeżeli planujecie swoje odwiedziny to polecam wam któryś dzień tygodnia w styczniu. Therefore, if you plan your visit, I recommend you any day of the week in January. Bo siedzisz w bunkra któryś dzień z kolei.Wiemy doskonale, że kiedyś nadejdzie ten dzień. Dzień, w którym umrzemy. Nie mamy na to żadnego wpływu. Nie wiemy nawet kiedy to nastąpi. Czy jednak jeśli byśmy mieli wybór, to chcielibyśmy wiedzieć kiedy nastąpi ta chwila? Ja osobiście wolę, aby moja śmierć była dla mnie zagadką. Nie chcę wiedzieć kiedy umrę ani w jaki sposób. Dlaczego? Z bardzo prostego powodu. Boję się śmierci. Boję się umierać. Nie wiem jakie to uczucie, choć byłam świadkiem śmierci bliskiej dla mnie osoby. Nie chcę chorować, ani cierpieć, ale przecież to nie jest zależne ode mnie. Czasem przychodzi taki moment, że choroba spada na nas jak grom z jasnego nieba i wyniszcza nasz organizm ta szybko, że zanim się oglądamy, nas już nie ma. Jeśli miałabym możliwość jakiegokolwiek wyboru, to chciałabym tylko umrzeć pierwsza. Nie chcę żegnać ukochanego Męża, a już na pewno nie chcę przeżyć swojego dziecka. Moje serce pękłoby pewnie z rozpaczy. Mam nadzieję, że uda nam się dożyć starości, razem w szczęściu i zdrowiu. Śmierć to taki trochę temat tabu. Nikt nie mówi głośno o tym, co czuje i co myśli na temat śmierci. Jest to trudne doświadczenie zarówno jeśli dotyka kogoś z rodziny bądź znajomych. Dopiero kiedy ktoś odchodzi zadajemy sobie pytanie: dlaczego? Czasem pod wpływem czyjejś śmierci zdajemy sobie sprawę, że nie dbamy o siebie, nie robimy profilaktycznych badań. Wydaje nam się, że nas to nie dosięgnie. Pamiętajmy jednak o tym żeby dbać o siebie ze względu na to, że mamy rodziny, małe dzieci. Kto się nimi zajmie, kiedy nas zabraknie? One potrzebują nas. Żadne pieniądze nie uchronią nas przed śmiercią- ona nie bierze łapówek. Czy bogaty czy biedny przed obliczem śmierci każdy jest równy. Na każdego czeka śmierć, ale dajmy się jej za wcześnie. Zbawiająca wiara przychodzi przez słuchanie Słowa Bożego. Z łaski przez wiarę, otrzymujemy pojednanie z Bogiem w Chrystusie, który za nas stał się grzechem, abyśmy w Nim stali się prawością Bożą. Każdy, kto w Chrystusie stał się prawością Bożą, ma życie wieczne i nie pójdzie na sąd, lecz przeszedł ze śmierci do życia. W ostatnich dniach głośno było o antycyklonie afrykańskim, który miał dotrzeć nad Polskę i przynieść ze sobą rekordowe temperatury rzędu 41 st. C. We wtorek (12 lipca) meteorolodzy przychodzą jednak z aktualizacją prognozy i uspokajają: "Upałów w kraju nie będzie". Jaka aura czeka więc Dolny Śląsk w najbliższych dniach? Przeczytajcie przyszłym tygodniu maksymalnie 29 st. C"Szeroko przytaczane prognozy opierają się na amerykańskim modelu, który w poniedziałek (11 lipca) faktycznie przewidywał ekstremalne temperatury na początku przyszłego tygodnia, zwłaszcza na południowym zachodzie kraju. W dzisiejszych prognozach już tych upałów nie widać i sytuacja baryczna będzie inna" - wyjaśnia Kamil Walczak, synoptyk i meteorolog przyszłego poniedziałku (18 lipca) nad Dolny Śląsk przyjdzie ocieplenie, ale wartości na termometrach nie będą przekraczały 30 st. C. Najwyższa temperatura widoczna w prognozach na przyszły tydzień kończy się na 28-29 st. C. W tym tygodniu jednak czeka nas przejściowe Śląsk: prognoza pogody na najbliższe dniCieplejszy dzień zapowiadany jest na zachodzie kraju w środę (13 lipca). Na Dolnym Śląsku temperatura maksymalna może sięgnąć wtedy 28, lokalnie 29 st. C. W czwartek (14 lipca) ponownie nieco chłodniej, do 25-26 st. C. W ten dzień może spaść też przelotny deszcz, wraz z lokalnymi, niegroźnymi burzami. W nadchodzący weekend termometry wskażą okolice 23-24 st. zapowiedzi, zapowiadany antycyklon afrykański więc nie dotrze nad Polskę. Dlaczego?"Antycyklon brzmi groźnie, tak naprawdę to bardziej naukowa nazwa wyżu. Każdy wyż jest antycyklonem, tak jak każdy niż w nomenklaturze meteorologicznej jest cyklonem. W sytuacji barycznej na północnym wschodzie Europy będziemy mieli niż stacjonarny, który w zasadzie zablokuje wędrówkę układów barycznych z zachodu. To pewnego rodzaju blokada baryczna, powodująca że ciepło pozostanie na zachodzie Europy i nie będzie przemieszczać się w głąb kontynentu" – tłumaczy Kamil dodaje, że dzisiejsze prognozy dotyczące całego regionu Dolnego Śląska raczej pozostaną aktualne. Warto nadmienić, że są oparte również na modelu amerykańskim, uzupełnionym o model decyzja w kontrowersyjnej sprawie. Co dalej ze Stadionem Olimpijskim?Katastrofa budowlana na Wzgórzu Partyzantów. Zginął 18-latek, 20 osób zostało rannychLicytacje domów i mieszkań we Wrocławiu. Jest kilka perełek - zobacz zdjęcia i cenyVilla Colonia we Wrocławiu na sprzedaż. Tu podpisano kapitulację Festung BreslauŚląski Pirelli 2023: Pikantne zdjęcia, ale cel szlachetny! Mamy fotografie z planu!Spielberg, Has., Komasa kręcili we Wrocławiu. Tak wyglądały plany filmowe [ZDJĘCIA]Barszcz Sosnowskiego we Wrocławiu. Jest go coraz więcej, rośnie w tych miejscach!Najstarsze drzewo w Polsce rośnie na Dolnym Śląsku. Sprawdziliśmy w jakim jest stanieNajpiękniejsze dziewczyny i zjawiskowe kreacje festiwalu Castle Party 2022 w BolkowieLicytacje domów i mieszkań we Wrocławiu. Jest kilka perełek - zobacz zdjęcia i cenyPolecane ofertyMateriały promocyjne partnera
Czytania. (Syr 15, 15-20) Jeżeli zechcesz, zachowasz przykazania, a dochowanie wierności zależy od Jego upodobania. Położył przed tobą ogień i wodę, po co zechcesz, wyciągniesz rękę. Przed ludźmi życie i śmierć, co ci się spodoba, to będzie ci dane. Ponieważ wielka jest mądrość Pana, ma ogromną władzę i widzi wszystko.Istnieje kilka rodzajów miłości, które nas dotyczą, a które każdy może odczuwać w indywidualny sposób. Jesteśmy zdolni do tego, by miłość dawać i przyjmować, i ważne jest również, by doświadczać jej świadomie i czerpać z niej to, co dobre. Zrozumienie pewnych reguł może pomóc lepiej rozumieć więzi tworzące się między nami a innymi ludźmi. Już starożytni Grecy starali się zrozumieć, na czym opiera się miłość i jakie formy może przybierać. Wyróżnili oni osiem rodzajów miłości, których doświadczamy na różnych etapach życia. Ta wiedza nie straciła na znaczeniu. Osiem rodzajów miłości według starożytnych Greków Agape — miłość bezwarunkowa Agape to rodzaj najwyższej, duchowej miłości, która wymaga wzniesienia się na wyżyny tego uczucia. Ten rodzaj miłości dostępny jest tylko dla wybrańców. Trzeba umieć kochać bez stawiania dodatkowych warunków, w gotowości do poświęcenia dla dobra innych, bez względu na cenę, jaką trzeba za nią zapłacić. Nie każdy jest na to gotów. Eros — miłość seksualna Eros to grecki bóg płodności i miłości, nie bez przyczyny kojarzony z fizycznym pożądaniem. Miłość, którą wyraża Eros, to miłość namiętna, gwałtowna, pobudzająca seksualnie, prowadząca do szaleństwa zmysłów i utraty kontroli. Jest też nieco egoistyczna i dość krótkotrwała, bo przygasa wraz z namiętnością. Aby trwała ona jak najdłużej, potrzebna jest także inna forma miłości, która ją uzupełni i nada jej głębszy wymiar. Philautia — miłość własna Ten rodzaj miłości powinien znać każdy. Nie jest to jednak miłość narcystyczna i egoistyczna, ale jest rodzajem opiekowania się sobą, obdarowaniem samego siebie dobrymi emocjami. Najpierw powinniśmy umieć kochać samego siebie, by umieć kochać kogoś innego. Miłość do siebie samego jest konieczna, by czuć się szczęśliwym i zdrowym. Philia — miłość braterska Miłość braterska nie ma podtekstów erotycznych, jest uczciwa i lojalna. To miłość, która pojawia się np. pomiędzy przyjaciółmi, daje ogromne wsparcie, pozwala dzielić się między sobą tajemnicami i emocjami. Philia sprawia, że przy danych osobach chcemy być niezależnie od tego, czy to jest dobry czas w życiu, czy gorszy. Dalsza część tekstu znajduje się pod materiałem. Storge — miłość rodzicielska Gdy pojawia się ten rodzaj miłości, towarzyszy jej istnienie niezwykle silnej więzi, poczucia przynależności i szczerej zażyłości pomiędzy rodzicami a dziećmi, niezależnie do tego, ile mają lat. To miłość szczególna, która stara się nie dostrzegać wad i zawsze czeka z otwartymi ramionami na bliską osobę. Ludus — radosna miłość Lusus dotyczy przede wszystkim kochanków, którzy dopiero zaczynają wspólną podróż przez życie. To miłość radosna, figlarna, kojarzona z pierwszym czasem zauroczenia, który trwa, dopóki nie opadną różowe okulary. To ona pobudza, dodaje energii i nastraja optymistycznie na przyszłość. Pragma — mocna, stabilna miłość Pragma jest jedną z najbardziej cenionych postaci miłości. To uczucie dotyczy par, które są ze sobą od wielu już lat i wciąż im tego wspólnego czasu jest mało. Jest to miłość oparta na głębokim uczuciu, zaufaniu, chęci bycia ze sobą, ale bez mocno zaznaczonego kontekstu seksualnego. Jest ona efektem zaangażowania i pracy obu stron. Pragma niesie równowagę życiową, spokój, stabilizację, ukojenie i nadzieję. Mania — szalona miłość Mania to ostatni rodzaj miłości wyróżniany przez starożytnych Greków. Nie jest ona sprzyjająca, gdyż wiąże się z obsesją, szaleństwem, nieokiełznanymi emocjami. Bywa zaborcza, zazdrosna i oplatająca niczym bluszcz. Może się pojawiać, gdy zostanie zachwiana równowaga sił pomiędzy Erosem (miłością seksualną) a Ludus (miłością radosną). Osoby dotknięte Manią nie są w stanie żyć bez uczucia wybranej osoby, za wszelką cenę potrzebują być jak najbliżej, co może mieć różny, czasem dramatyczny finał. Miłość może przybierać różne postaci, można przeżywać kolejne jej etapy lub doświadczać kilku rodzajów miłości na danym etapie życia. Ważne jest, by umieć ją nazwać i określić, jakie znaczenie ma dla każdego z nas. A ty? Którego z powyższych rodzajów miłości doświadczasz na co dzień? Zobacz także: Dlaczego greckie rzeźby mają małe przyrodzenie? Wyjaśniamy Masz problem ze zbudowaniem trwałego związku? To może być kompleks Elektry Dopiero się poznaliście, a on już chce mieć z tobą dzieci? Uważaj Jezus prosił Ojca, aby uświęcił nas w prawdzie swojego Słowa, bo Słowo Ojca jest jedyną prawdą. Ono jest duchem i życiem. Ojciec upodabnia nas do Jezusa, przemieniając nas przez odnawianie umysłu Słowem Bożym. Przemienieni prawdą Słowa i prowadzeni mocą Ducha, nie żyjemy już według ciała, ale żyjemy w Chrystusie Jezusie.
W dniu Pięćdziesiątnicy wypełniła się Boża obietnica wylania Ducha na wszelkie ciało. Będzie tak aż do przyjścia dnia Pańskiego, wielkiego i wspaniałego. Wybawienie obejmie tych, którzy narodzili się z Ducha i zostali napełnieni Duchem. Bóg, napełniając nas swym Duchem, stworzył nas na nowo - do życia w niebie.
Piękne życzenia na Dzień Nauczyciela 14 października by życia smak każdy z nas znał. "Dobry nauczyciel, jak aforysta, Wiele osób z niecierpliwością czeka na Black Friday 2023 .